piątek, 7 października 2011

Se-Ma-For Film Festival

Czas miniony od drugiej edycji Semafor Film Festival pozwolił nam nabrać już nieco dystansu do tego wydarzenia. Ten był natomiast potrzebny, aby w miarę możliwości uczciwie podejść do tematu i opisać owe chwile obiektywnie. Na gorąco ciężko było się nam ustosunkować do tego wszystkiego, a to właśnie dzięki temu, że czuliśmy się tam fantastycznie i niewiele mogło nam popsuć tzw. "festiwalowanie".

Tym razem KaPoK całkiem licznym gronem nawiedził miasto, w którym działa się interesująca nas impreza. Cztero osobowa ekipa panoszyła się zatem po kinowych salach, okolicznych knajpach i korzystała z rozmaitych rozrywek przygotowanych dla uczestników. Pozytywną atmosferę podkręcali niesamowici ludzie, których część znamy od dawna. To wszystko wprowadzało obawę, że nie będziemy w stanie ogarnąć i zrelacjonować tematu nie angażując nadmiaru emocji. Postaramy się jednak aby było choć troszkę inaczej.

O pozytywnych stronach możnaby długo. Zacznijmy choćby od tego, że rzadko kiedy szeroka publika ma dostęp do tylu świetnych animacji z całego świata. Nie da się ukryć, że se-ma-for'owski festiwal ma spore ambicje a organizatorzy wiedzą jak się do ich realizacji zabrać. Była to ledwie druga edycja a skromności imprezie zarzucić nie można - i dobrze. Mnóstwo wydarzeń w jednym czasie, wiele festiwalowych miejsc i brak zdecydowania oraz orientacji wśród gości to mile widziane, naszym zdaniem, cechy festiwalu. Lepiej mieć w czym wybierać i nie umieć się zdecydować niż nudzić się na jedynym bloku filmowym w smętnym kinie bez publiki.

Owszem, sale nie pękały w szwach (przynajmniej nie zawsze), ale to zapewne przez to, że Se-Ma-For Film Festival wystartował już w czwartek. Gale rozpoczęcia i potem zamknięcia nie miały większych problemów z frekwencją. Wiele projekcji podobnie - ludzie siadali, gdzie się dało.

Jeśli idzie natomiast o warunki techniczne, w jakich przyszło nam podziwiać wytwory rodzimych i zagranicznych speców od animacji, to trzeba przyznać z ręką na sercu, że problemy się pojawiały. Największą salę kinową nawiedzały kłopoty z dźwiękiem. Ciężkie do wybaczenia przewinienie miało miejsce z kolei w najmniejszej sali, gdzie cyfrowy projektor skutecznie zasłaniał widzom istotną część ekranu. Cóż można tu powiedzieć? Byliśmy już na paru małych i kilku większych przeglądach i wiemy, że nigdy nie da się dopiąć wszystkiego na ostatni guzik. Liczymy jedynie, że za rok takie rzeczy będą nieco lepiej dopilnowane. Nam, wesołym festiwalowiczom, jak już wspominałem, mało co było w stanie zepsuć zabawę i przyjemność przyswajania kolejnych filmów, więc te sprawy puszczamy w niepamięć. Grunt, że mogliśmy przedawkować filmy animowane i że między nimi, parokrotnie, pojawiła się także nasza, skromna "Pipeta".
Wracamy bez nagród, ale jak to mamy w zwyczaju, zadowoleni jesteśmy z samego faktu obecności Mietka Koźlaka-Czarnkowskiego na dużym ekranie. Miło było wymienić poglądy z innymi twórcami a na sali słyszeć śmiech wywołany przez wspomnianego profesora.

Mamy nadzieję, że na przyszłorocznym święcie animacji serwowanym przez łódzkie studio również przyjdzie nam się zjawić. Tym, których nie było na miejscu współczujemy absencji a na pociechę częstujemy kilkoma zdjęciami.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz