sobota, 27 sierpnia 2011

Neusalz an der Oder


Prezentacja "Pipety" w Nowej Soli już jakiś czas za nami. Cóż można powiedzieć o całym tym festiwalowym przedsięwzięciu i o tym, jak nasz film się na tamtejszym gruncie przyjął? Sama impreza robiła generalnie dobre wrażenie. Widzowie mieli do dyspozycji trzy punkty, w których odbywały się projekcje. Miejsca te zaś oddalone były od siebie nieznacznie, co pozwalało cieszyć się samą imprezą, jak i zaczerpnąć nieco nowosolskiego powietrza podczas spacerów.

Organizatorzy zadbali o dobrą oprawę graficzną festiwalu. Każdy, kto chciał, mógł wziąć (poza ulotkami, plakatami itd.) małą mapkę z nakreślonym centrum miasta, a dzięki temu nie było problemu ze znalezieniem się w obcym (przynajmniej dla nas) miejscu, wyszukaniem punktów, gdzie można dobrze zjeść itp. Było kilka zabawnych sytuacji z polecanymi przez Solanin Film Festival restauracjami, ale chyba na samym odnotowaniu istnienia drobnych niedociągnięć wypada poprzestać. W każdym razie wysiłki organizatorów zostały przez nas docenione.
Wybaczamy też dość spory chaos panujący podczas gali finałowej. Podobnie rzecz się miała w czasie spotkania z jedną z członkiń jury, Natalią Rybicką. Sami organizatorzy przestrzegali jednak, że są "spontaniczni" i że pewna dawka bałaganu musi być dostarczona widzom na Solaninie.

Co do "Pipety" to trzeba powiedzieć, że przyjęcie jej przez publikę było dość chłodne. Kilka nieśmiałych śmiechów dało się usłyszeć, lecz gardła szybko zaciskały się na powrót i na sali panowała niepodzielnie cisza. Na początku trochę nas to zawiodło, ale okazało się, że tak było na niemal każdym filmie, jaki mieliśmy okazję oglądać. No cóż, na każdym festiwalu wygląda to inaczej. Czasem po dobrym filmie oklaski zalewają salę kinową, a czasem, tak jak tu, w dobrym tonie jest siedzieć cicho. Zresztą to nieco krępujące uczucie wybuchnąć śmiechem jako jedyna osoba ze zgromadzonych, sami więc również szybko dostosowaliśmy się do panujących standardów:)

Wracając jednak do tematu, musimy odnotować, że tym razem nasz dzielny Miecio niczego nie wywalczył. Przegrał jednak z silną konkurencją. Podziwiając zgłoszone do konkursu filmy, mieliśmy przeświadczenie, że będzie bardzo trudno zdobyć cokolwiek. Nagrody okazały się być poza naszym zasięgiem. Jednak jest coś, co bardzo nas ucieszyło. Udało się nam porozmawiać z jednym z członków jury, Pawłem Salą. Stwierdził on z całą stanowczością, że "Pipetę" oczywiście pamięta i że dopóki "skład sędziowski" nie obejrzał filmu "Rosa Alba" (reż. Beniamin Szwed),"Pipeta" była pierwsza w kolejce do nagrody. Cóż możemy dodać? Miłe słowa o naszej pracy zawsze są budujące i motywują do dalszego działania, a na festiwalach panują jasne zasady: wygrywa lepszy.

Warto wspomnieć, że Grand Prix zdobył film "Getto Gospel" w reżyserii Kuby Radeja. Publikę najbardziej urzekł natomiast obraz „Sztuka narzekania” Karoliny Łuczak.
Następny festiwal, jaki razem z profesorem odwiedzi KaPoK, odbędzie się już niedługo, bo od 9. do 12. września w Koszalinie. Nie wiemy czy ktoś jeszcze, ale my nadal trzymamy kciuki za dzielnego naukowca i prezentera w jednej osobie.