wtorek, 14 lipca 2015

4 tysiące zdjęć później...

Niedawno informowaliśmy o rozpoczęciu zdjęć. Nasz aktualny codzienny punkt widzenia w dość osobliwy sposób wpływa na poczucie czasu i, prawdę mówiąc, dopiero przypadkowe bardzo uważne, trzeźwe spoglądnięcie w kalendarz pozwoliło zdać sobie sprawę, że to już dwa tygodnie. Kto by pomyślał! Zaszywamy się w tej dusznej, ciasnej pracowni, gdzie światło dzienne jest niemile widzianym gościem. Ciężko powiedzieć, kiedy ostatnio dane nam było widzieć wschód czy zachód słońca. Ale nie żebyśmy narzekali, co to, to nie!

I tak po dwóch tygodniach, ku ogromnej uciesze, lecz i bez epatowania nadmiernym - niezdrowym przecież - entuzjazmem, donosimy. Idzie nieźle. W liczbach rzecz przedstawia się wyjątkowo optymistycznie. Mamy za sobą już całą pierwszą scenę. Zrobionych dotąd 4050 zdjęć stanowi nieco ponad 40% planowanej całości. Idziemy jak burza. Ale to tylko jedna strona medalu.

Druga jest taka, że już niebawem rozpocznie się etap, w którym - co jest więcej niż pewne - tempo pracy drastycznie spadnie. I raczej nie dlatego, że kogoś nagle coś rozboli, czy też komuś się odechce. Po prostu najtrudniejsze wciąż przed nami.

Co tu zresztą dużo mówić. To już jutro. Chodzi o trudność animacji. Jutro zaczniemy serię ujęć, w których stanie się ona prawdziwym wyzwaniem w porównaniu ze stosunkowo prostym animowaniem dotychczas. Żeby nie zdradzać zbyt wiele. Niedawno w pewnej rozmowie padło stwierdzenie, że film będzie miał w sobie spore pokłady dziwności. W scenach, które dopiero czekają na swą realizację, stężenie owej dziwności będzie tylko rosło. Tyle możemy ujawnić. I niestety nie ułatwia to zadania z żadnej strony... :)

Na koniec należałoby może jeszcze uczciwie wspomnieć o niepowodzeniach. Zaliczyliśmy do tej pory dwa nieudane ujęcia. Ponadto spora ilość detali, które stworzyliśmy, ciężko w swoim czasie pracując nad scenografią, okazała się niepotrzebna. Oto obiektyw brutalnie zweryfikował pewne wcześniejsze wyobrażenia. No i zdarzyła się też jedna hospitalizacja... Mimo wszystko jednak w ramach skrupulatnie prowadzonych statystyk, w rubryczce "ofiary w ludziach", wciąż triumfalnie lśni okrągłe "0" i tego się trzymajmy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz