Za
trochę ponad miesiąc miną dwa lata, odkąd podczas uroczystej premiery w Miejskim Centrum Kultury w Bełchatowie po raz pierwszy
zaprezentowaliśmy szerszej publiczności nasze „C'est la vie”.
Od tego czasu w ramach wszelkiego typu przeglądów, pokazów,
konkursów i festiwali film zaliczył najprzeróżniejsze zakątki
świata. Od tych całkiem bliskich, swojskich i znanych, których
wskazanie palcem na mapie nikomu z nas nie przysporzyłoby
najmniejszego kłopotu, aż po najbardziej odległe i egzotyczne. Dwa
lata, dwa pełne sezony w obiegu festiwalowym. To chyba dobry moment
na pewne podsumowania, na podzielenie się z Państwem odrobiną
spostrzeżeń i refleksji, na zrelacjonowanie, jak to było naprawdę
i jak wyglądało, a jak nie było i nie wyglądało.
poniedziałek, 24 lipca 2023
czwartek, 9 września 2021
Sensacja: Bełchatowianie zaprezentowali swój film w Bełchatowie!
Niebawem miną dwa tygodnie od czasu naszej premiery. Najwyższa pora na małe podsumowanie i porcję refleksji.
Po pierwsze należy jasno powiedzieć, iż z przebiegu wydarzenia jesteśmy zwyczajnie zadowoleni. Gdy kilka miesięcy wcześniej ustalaliśmy jego termin, w głowach rodziło się wiele obaw i wątpliwości. Baliśmy się choćby lokdałnów. Szczęśliwie jednak zbrodniczy koronawirus z aranżowaniem w naszym nieszczęśliwym kraju swojej kolejnej fali znów postanowił taktownie poczekać aż do końca lata.
sobota, 10 lipca 2021
Dlaczego tak długo? - skomplikowane odpowiedzi, na proste pytania
Drodzy Państwo, Szanowni Widzowie, Mili Czytelnicy,
Niedawno na naszym Facebooku wraz z publikacją zwiastuna „C'est la vie” ogłosiliśmy czas i miejsce premiery najnowszego kapokowego filmu. I tak wszystkich zainteresowanych jeszcze raz serdecznie zapraszamy w sobotę 28 sierpnia 2021 na godzinę 18:00 do sali Kina Kultura w Miejskim Centrum Kultury w Bełchatowie. Zapewniamy moc wrażeń i atrakcji.
Kolejne szczegóły, dotyczące wydarzenia, zaczną pojawiać się wkrótce i na bieżąco oczywiście będziemy o nich informować.
Ale tym razem jeszcze nie o tym. Dziś czas na refleksję: Dlaczego dopiero teraz? Dlaczego tak długo?
środa, 18 marca 2020
Finis coronat opus
Szanowni Państwo,
Skończyliśmy film. Tak, „C'est la vie” jest już z nami. Oczywiście nie znaczy to, że jutro premiera, a pojutrze każdy chętny będzie sobie mógł zobaczyć je bez przeszkód w Internecie. Sprawa nie jest taka oczywista. Nawet nam samym nie przechodzi jeszcze zbyt łatwo przez gardła stwierdzenie, że to już koniec.
Skończyliśmy film. Tak, „C'est la vie” jest już z nami. Oczywiście nie znaczy to, że jutro premiera, a pojutrze każdy chętny będzie sobie mógł zobaczyć je bez przeszkód w Internecie. Sprawa nie jest taka oczywista. Nawet nam samym nie przechodzi jeszcze zbyt łatwo przez gardła stwierdzenie, że to już koniec.
Film jest gotowy w tym sensie, że zamknęliśmy ostatni ważny etap, jakim była postprodukcja. Sam tylko ten etap zdążył rozrosnąć się do wstydliwie wielkich rozmiarów, stając się historią, o której opowieści można by snuć godzinami. Tak, tak, amatorska kinematografia to właśnie ta, w której making ofy, zwiastuny i napisy końcowe, zebrane razem do kupy, trwają zazwyczaj kilkukrotnie dłużej niż sam film, i w której opowieści o tworzeniu dzieła bywają bardziej ekscytujące niż samo dzieło... :) Ale do rzeczy. I w skrócie. Postprodukcja była czymś, za co - skończywszy zdjęcia w 2016 roku - samodzielnie nie umieliśmy się zabrać w żaden sposób. Naturalnym kierunkiem było szukanie wsparcia wśród bliższych i dalszych znajomych. I tak nawiązywaliśmy współpracę z kolejnymi osobami. Z różnych powodów jednak prędzej czy później zawsze kończyło się jakąś niemożliwą do przezwyciężenia niemocą. Czas mijał. Po jakichś dwóch, a może trzech latach doszliśmy do wniosku, że w tym okresie spokojnie już sami byśmy się tej postprodukcji nauczyli i zrobili ją sobie. Mniej więcej w połowie 2019 roku rzeczywiście więc wzięliśmy sprawy w swoje ręce i, jak się okazuje, już z początkiem roku kolejnego temat właściwie udało się zamknąć.
Teraz już tylko szlify i poprawki...
Autorzy często zmagają się z obsesyjną potrzebą ciągłego poprawiania, korygowania i udoskonalania swoich wytworów. Ktoś szczerze i mocno zaangażowany w proces powstawania jakiegoś utworu zawsze będzie widział w nim niedoskonałości. Zawsze będzie dostrzegał coś, co można było zrobić lepiej. Wiadomo, że kiedyś trzeba się zreflektować i zatrzymać to szaleństwo. Taki na przykład Michaił Bułhakow nad „Mistrzem i Małgorzatą” pracował co najmniej kilkanaście lat. Powstawały kolejne „skończone” wersje, które autor jednak nieustannie poprawiał, zmieniał, przeorganizowywał. Wciąż i wciąż od nowa. Pracował tak aż do śmierci, nie uzyskując nigdy zadowalającej go wersji!
Mamy oczywiście nadzieję, że w wypadku „C'est la vie” ten finisz nie będzie miał tak dramatycznego wymiaru. Rzeczywiście to i owo można jeszcze poprawić. Tam dodać jakiś subtelny smaczek, tam coś skorygować. Wszystko to jednak są już naprawdę drobiazgi. I - podsumowując - jesteśmy obecnie w tej komfortowej sytuacji, że możemy sobie sami narzucić jakiś definitywny deadline. Za miesiąc, za dwa, jak przejdzie epidemia? Wszystko dozwolone. Może dzień dziecka? Pierwszego czerwca wrzucamy na luz, odpuszczamy, odcinamy pępowinę i puszczamy „C'est la vie” w samodzielne dorosłe życie? Wodujemy, niech pływa po morzach i oceanach?
Czemu nie...
Serdecznie zapraszamy do wyczekiwania na dalsze wieści. Cierpliwego wyczekiwania :)
Czemu nie...
Serdecznie zapraszamy do wyczekiwania na dalsze wieści. Cierpliwego wyczekiwania :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)